



Ninel odwiedziła Galerię Fundamenty w 2007 roku. Któż się spodziewał, że po raz pierwszy i ostatni. Odeszła od nas 4 czerwca 2011 roku.
Warszawa, 4 czerwca 2012 roku
Jest zwyczaj (minhag), że na żydowskim grobie w pierwszą rocznicę śmierci pojawia się macewa, nagrobek kamienny z napisem. 4 czerwca mija rok od śmierci Ninel. Postanowiliśmy, by na stronie Galerii Fundamenty pojawiła się symboliczna macewa zbudowana z obrazów malowanych przez Ninel, które zechciała nam niegdyś ofiarować i z naszego pamiętania o Niej, osobie – tak jak Jej imię – niezwykłej i niezapomnianej.
Macewa wspomnienia
Ninel z wykształcenia była inżynierem elektronikiem, ale Jej skłonność do piękna, do malarstwa, literatury, starych cyzelowanych przedmiotów, ozdobnych książek, kierowała Ją nieustannie ku sztuce. Od lat sześćdziesiątych, od powrotu ze studiów we Wrocławiu wraz z mężem, Bohdanem Kosem – również elektronikiem, ale przede wszystkim poetą i badaczem kabały – prowadziła w swym rodzinnym domu przy ulicy Jagiellońskiej, na warszawskiej Pradze, salon artystyczny. Salon artystyczny w najlepszym słowa tego znaczeniu. Gromadzili się w nim i byli przyjmowani zawsze z otwartą i inspirującą gościnnością, o każdej niemal porze dnia i nocy, ludzie piszący, malujący, rzeźbiący, fotografujący, śpiewający. To ważne! Nie przychodzili do Ninel na Jagiellońską pisarze, malarze czy śpiewacy, zawodowcy poszukujący środowiskowych koneksji, ówcześni celebryci z pierwszych stron tygodników, przychodzili natomiast ci, którzy poszukiwali w sztuce, w intymnej, prywatnej twórczości, obrony przed szarością i miałkością otaczającego ich peerelowskiego, jak mawiał Herbert: „parcianego” świata. Żyliśmy francuską „nową falą”, surrealistami, malarstwem średniowiecznych sieneńczyków, Kafką, Schulzem, Grochowiakiem, wspomnianym Herbertem, kinem włoskim i hiszpańskim, wielkimi inscenizacjami Narodowego, Ateneum, Dramatycznego, Powszechnego, iberoamerykanami. Było czym żyć. Salon miał swoje czasopismo, „Łono”, w którym piszący publikowali opowiadania i wiersze, malujący – obrazy i rysunki, fotografujący – zdjęcia, a śniący – sny. Wydawany był w 10 egzemplarzach: 6 maszynowych (tyle, ile „brała” kalka) i 4 fotograficznych. Ninel była jego Muzą. Nie łączył nas żaden program artystyczny, może jedynie „estetyczna” zasada unikania oficjalności, każdej. Łączyła nas przede wszystkim Ninel właśnie: Jej osobowość, Jej uroda i uśmiech, Jej umiejętność słuchania. Przy stole z nieodłącznym samowarem siedziała z nami i malowała.
Malować zaczęła w latach siedemdziesiątych, początkowo nieśmiało, z botanicznych wzorników, na surowych drewnianych łyżkach, które znosiliśmy Jej z targowisk, jarmarków, odpustów. Była to epoka „malarstwa wklęsłego”. Potem zaczęła malować na deskach. Wzorniki zastąpiła wyobraźnia, zaskakująco odmienna niż Jej usposobienie, ciepłe, pogodne, otwarte. Wytworzyła swój
niepowtarzalny styl obrazów delikatnych, kruchych a zarazem mrocznych, melancholijnych i niepokojących, narracyjnych i zastygłych jednocześnie w jakimś oczekiwaniu, przeczuciu. Może odzywały się w tych obrazach fascynacje Ninel światem Czechowa; z poprawką Dostojewskiego, że już nie ma z czego żartować. Swoje dzieła rozdawała lekką ręką przyjaciołom z salonu. Na malowanie Ninel zwrócił uwagę znawca polskiej sztuki ludowej i prywatnej, Ludwig Zimmerer. Ninel otrzymała od niego stypendium, w jego zbiorach są Jej obrazy.
Zryw „Solidarności” i stan wojenny był dla nas wstrząsem, który zmienił niemal wszystko. W salonie Ninel – obok tradycyjnej gwardii piszących i malujących – pojawili się drukujący. Nastąpiła rzecz nie do przewidzenia. Ludzie programowo stroniący od polityki znaleźli się w centrum politycznej zawieruchy. Jagiellońska stała się ostoją pierwszej podziemnej gazety „Tygodnika wojennego”. To tu powstawał i był drukowany. Tu też nieco później rodził się „Przegląd wiadomości agencyjnych”, czyli PWA, jedyny ilustrowany tygodnik podziemnej „Solidarności”. Tu – wreszcie – powstało i działało do „wyzwolenia” podziemne wydawnictwo „Los”. Wydawnictwo opublikowało kilkadziesiąt tekstów, przede wszystkim autorstwa nieobecnego w kulturze polskiej (do dziś) Józefa Mackiewicza. Ninel była już nie tylko muzą tego przedsięwzięcia; ujawniła zaskakujące nas wszystkich, utajone wcześniej talenty organizacyjne i kierownicze. Przez siedem lat z sukcesami prowadziła wydawnictwo, utrzymywała kontakty z ludźmi „Solidarności” z całej Polski, pomagała tym, o których centrala podziemia zapominała. W salonie na Jagiellońskiej był punkt kontaktowy, przytulisko dla przyjezdnych, kolportaż gazet i książek. Przez dom Ninel przetoczyło się w tamtych latach setki ludzi. Dzięki Jej intuicji została zachowana podstawowa zasada dawnego salonu: jak najdalej od oficjalności, tym razem: oficjalności podziemnych struktur. Dzięki temu udało się nam uniknąć prowokacji, wpadek, intryg i przepychanek. Zasada ta jednak miała swoją cenę: wydawnictwo „Los” nie otrzymało nigdy rozdzielanego przez centralę wsparcia finansowego, pomocy technicznej czy sprzętu. Zapomniano też o nim po „wyzwoleniu” przy rozdzielaniu apanaży i orderów. Ninel i Jej zasłużonemu dla kultury polskiej salonowi nie podziękował nikt, nikt nie docenił. Ano, taki los „Losu” i Ninel.
W 1989 roku historia zmieniła wszystko na Jagiellońskiej po raz drugi. Dotychczasowi bywalcy i „”aktywiści” salonu dojrzeli życiowo i politycznie, odeszli do swoich zajęć, rodzin, światów. Ale na Jagiellońskiej salon Ninel trwał i żył. Gromadzili się wokół Niej ludzie młodzi, nasze dzieci, przyjaciele i współpracownicy syna Ninel, Łukasza, reżysera, młodzież teatralna, aktorzy, artyści. Przy stole z nieodłącznym samowarem siedziała z nimi Ninel i pisała swoją wspaniałą książkę „Święta i obyczaje żydowskie”, która doczekała się ośmiu wydań i publikacji w języku hebrajskim. Znów stało się nieoczekiwane. Któż mógł przypuszczać, że nasze córki i nasi synowie, ci, którzy – wszak bywa – nie chcą rozmawiać z nami, będą się garnąć do salonu na Jagiellońskiej, do Ninel, już wtedy nękanej chorobami, ale wciąż pięknej i uśmiechniętej.
Odeszłaś Ninel od nas wszystkich. Nie mamy wątpliwości, że tam, gdzie teraz jesteś, w Górze, u Boga, prowadzisz niebieski salon wokół niebieskiego samowara i malujesz cudowne, pogodne, niebieskie obrazy. Wcześniej czy później wszyscy tam trafimy. Będziemy zaglądać do Twojego salonu, gawędzić i pić niebieską herbatę.
Do zobaczenia Ninel.
Ewa i Wojtek Brojerowie