



To już stało się tradycją. W 63. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, 1 sierpnia, o godzinie 17., jak w roku ubiegłym, złożyliśmy pod pomnikiem „Powstania Sierpniowego w Warszawie” kwiaty i czytaliśmy wiersze Józefa Szczepańskiego, ps. „Ziutek” i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. W tym roku było nas dużo więcej niż w ubiegłym.
Czerwona zaraza
Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
byś nam Kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci,
była zbawieniem witanym z odrazą.
Czekamy ciebie, ty potęgo tłumu
zbydlęciałego pod twych rządów knutem
czekamy ciebie, byś nas zgniotła butem
swego zalewu i haseł poszumu.
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu,
morderco krwawy tłumu naszych braci,
czekamy ciebie, nie żeby zapłacić,
lecz chlebem witać na rodzinnym progu.
Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco,
jakiej ci śmierci życzymy w podzięce
i jak bezsilnie zaciskamy ręce
pomocy prosząc, podstępny oprawco.
Żebyś ty wiedział dziadów naszych kacie,
sybirskich więzień ponura legendo,
jak twoją dobroć wszyscy kląć tu będą,
wszyscy Słowianie, wszyscy twoi bracia
Żebyś ty wiedział, jak to strasznie boli
nas, dzieci Wielkiej, Niepodległej, Świętej
skuwać w kajdany łaski twej przeklętej,
cuchnącej jarzmem wiekowej niewoli.
Legła twa armia zwycięska, czerwona
u stóp łun jasnych płonącej Warszawy
i scierwią duszę syci bólem krwawym
garstki szaleńców, co na gruzach kona.
Miesiąc już mija od Powstania chwili,
łudzisz nas czasem dział swoich łomotem,
wiedząc, jak znowu będzie strasznie potem
powiedzieć sobie, że z nas znów zakpili.
Czekamy ciebie, nie dla nas, żołnierzy,
dla naszych rannych – mamy ich tysiące,
i dzieci są tu i matki karmiące,
i po piwnicach zaraza się szerzy.
Czekamy ciebie – ty zwlekasz i zwlekasz,
ty się nas boisz, i my wiemy o tym.
Chcesz, byśmy legli tu wszyscy pokotem,
naszej zagłady pod Warszawą czekasz.
Nic nam nie robisz – masz prawo wybierać,
możesz nam pomóc, możesz nas wybawić
lub czekać dalej i śmierci zostawić…
śmierć nie jest straszna, umiemy umierać.
Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły
Nowa się Polska – zwycięska narodzi.
I po tej ziemi ty nie będziesz chodzić
czerwony władco rozbestwionej siły.
Józef Szczepański
Gdy za powietrza zasłoną
Gdy za powietrza zasłoną noc pocznie kształty fałdować
I czuje się jak wielkie ptaki rosnące za chmur kwiatami
Zmierzch schodzi lekko. A ona świeci u okna głową
Jasną jak listek światła i śpiewa piosenkę ciszy.
Długą wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie
Aż jego dosięgnie o zmroku i szept przy ustach usłyszy
„Kochany” – szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni
Jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno,
Że on pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni,
Wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy – czuje,
że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie, powoli
Jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku
I coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków
Aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głosik miękki
Stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągnięcie ręki.
„Kochany” – szumi piosenka, więc kiedy obejmą ramiona
Więcej niż objąć można kochając jedno ciało
Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną
I kreśli na niej zwierzęta linią drżącą i białą.
A potem świat się rozlewa. Broń w kącie ostygła i czeka
Pnie się wąż biały milczenia, przeciągły wydaje syk
I wtedy budzą się płacząc, bo strzały pękają z daleka,
Bo śnili, że dziecko poczęli całe czerwone od krwi.
Krzysztof Kamil Baczyński